wtorek, 29 lipca 2014

Oli

Moje dziecko jest najlepsze na świecie. Najpiękniejsze, najwspanialsze i najsłodsze. Nic nigdy tego nie zmieni. Nic nigdy tego nie przeinaczy. Oczy, nos, usta, włosy. Wszystko jest idealne. Perfekcyjne w projekcie, perfekcyjne w formie. Może nazwiecie mnie kłamcą, że przesadzam, faworyzuję. Tak, faworyzuję, ale nie kłamię. Tak go widzę, zawsze będę. Widzę w nim przyszłego lidera, powiernika, opiekuna, przyjaciela. Widzę jak wspina się po górach i dochodzi na sam szczyt, upada, otrzepuje się, wstaje. Widzę jak kocha i jest kochany. Że ma marzenia, cele, plany. Wybacza. Współczuje. Słucha. Podaje rękę, otacza ramieniem. Tak go widzę. Dzisiaj ratuje ślimaki, pomaga młodszemu sąsiadowi zejść po schodach, dziękuje dziesięć razy za naleśniki i mówi, że kocha. 


poniedziałek, 7 lipca 2014

Piosenka jest dobra na wszystko!

Są takie piosenki, które pamiętam od dzieciństwa. Piosenki, które nucę pod nosem gdy smażę naleśniki i takie, które mruczę pod prysznicem. Zazwyczaj śpiewam te wesołe, często też te dla dzieci, stare i nowe, szybkie i wolne. Piosenka towarzyszy mi często. Podkreślam słowo p i o s e n k a. Muzyką się delektuję, piosenką poprawiam zaś sobie humor.


Jest taka piosenka, która, gdy tylko ją  słyszę, maluje w mojej głowie słodki, ciepły obraz.



Biegam po trawie na bosaka, łapię w ręce pasikoniki i porównuję z kuzynami, który świerszcz jest większy. Mam strupy na kolanach i mrużę oczy do słońca. Wsiadamy całą rodziną do białego poloneza i jedziemy do Bułgarii. Zrywam maliny prosto z krzaka i pakuję do brudnej buzi, a potem doję krowę udając, że świetnie sobie radzę. Pomagam mojej cioci zrywać poziomki na działce,by później zajadać się nimi w słodkiej śmietanie. Razem z siostrą robimy pierogi z liści łopianu i zaprawę murarską z błota. Wychodzę na dwór i leżę z koleżankami na kocu, popijam lemoniadę z plastikowej torebki z rurką, raz na jakiś czas wchodząc na trzepak. Krzyczę maaaaaaaamooooooooo do okna i mama rzuca mi sweter. Inne dzieci też stoją pod blokiem i krzyczą "mamo'', a one rzucają im inne cenne przedmioty. Drożdżówkę w torebce, klucze do domu, gumy do żucia, gumę do skakania, pieniądze na oranżadę. Tym samym polonezem jedziemy nad rzekę. Wkładam nogi do zimnej wody i szybko z niej wychodzę. Czuję zapach polskiego lata i polskich czereśni. Jadę z siostrą na rowerze i puszczam kierownicę odrzucając ręce do góry i pedałując szybciej niż wcześniej. A moja siostra fałszując śpiewa mi piosenkę. 


Właśnie tę, w której zawiera się wszystko co jest w mojej głowie, gdy myślę o lecie...