środa, 24 września 2014

Paraliż świata.

Pracując w pracy takiej jak moja, nie da się nie słyszeć o sprawach świata. Nie można zaszyć się w mysiej dziurze i udawać, że złych wieści nie ma. Codziennie budzę się z ciężarem w sercu. Wiem, co się dzieje, nawet jeśli w Faktach o 19:00 nie ma ani jednej informacji o tragediach jakie mają miejsce poza Europą. Rana na Bliskim Wschodzie jest tak wielka i krwawiąca, że nie ma szans na zagojenie. ISIS ma twarz zła. Sierra Leone umiera z głodu i z eboli. W Północnej Ugandzie, dzieci wciąż leczą ból po utracie rodziców w krwawych walkach rebeliantów.

Czytam listy dzieci z całego świata. Od Afganistanu przez Irak po Azerbejdżan i Ugandę. Cierpienie jest wszędzie: w większości przypadków wynika z ludzkiej ingorancji, głupoty, złożonego zła, przymakania uczu. Kupuję bułki w sklepie i myślę o tym, że dziecko w Sierra Leone umiera, bo mama nie może wyjść na rynek w wyniu  paraliżu kraju. 

Europa jest jak bańka mydlana. Wiadomości dociera tylko tyle ile chcemy usłyszeć, ile umiemy unieść, zrozumieć. Żyjemy w wygodnych mieszkaniach, pijemy czystą wodę, odbieramy dzieci ze szkoły i nie zastanawiamy się nad resztą świata. Działamy z automatu. Też chcę by Europa była bezpieczna, kolorowa, szczęśliwa, wesoła. Jednak jeśli dzisiaj zamykamy uszy na to co dzieje się w Syrii czy w Iraku, następne pokolenia rozliczą nas z umiejętności współodczuwania.

 Współodczuwanie powinno odróżniać nas od zwierząt. 

Nie umiem pisać ostatnio o niczym innym. Nie umiem myśleć o niczym innym. Jedno uratowane dziecko ratuje świat, jedno zabite dziecko niszczy świat.

Cała ludzkość na kolanach powinna wstawiać się za Kurdami. Cała ludzkość na kolanach powinna wstawiać się za Sierra Leone.

Cała ludzkość - chrześcijanie, muzułmanie, hindusi, jazydzi czy ateiści, powinna wykrzesać z siebie zainteresowanie i troskę , by współczucie zajęło w końcu miejsce pogardy. 




Wyglądam przez okno i widzę daleko. Moc  Twojego imienia rozrywa pokolenia, łączy skały, rozbija brzegi. Śmierć chodzi po polach, po pustyniach.

 Idę gdzie idziesz. Mówię to co mówisz. Nie ma już zabawy. Rozpacz, smutek, przygnębienie. 



A Ty, w tym wszystkim tak dobry, że nawet trzciny nadłamanej nie dołamiesz. 


sobota, 20 września 2014

Wiedza (nie)potrzebna.

Świat zwariował, stanął na głowie. Gdzie się człowiek nie obejrzy tam biją, zabijają, straszą. Medialna prawda jest kłamstwem, na dodatek kłamstwem wybiórczym. Zamiast szacunku okazujemy sobie wrogość, zamiast tolerancji zgniatamy siebie jak robaki. W mojej małej twierdzy zaszywam się z dwoma muszkieterami i udaję, że wiadomości nie ma. Nie czytam, nie oglądam, muszę odpocząć od złych faktów. Choć jeden dzień nie myśleć o zabijanych Kurdach, gwałconych dzieciach, umierających z nienawiści ludziach. Choć jeden dzień nie modlić się za chorych na ebolę, chorych na raka, chorych na zło. Choć jeden dzień wyobrażać sobie, że miłość naprawiła w końcu świat. Że nikt nie chce nikomu poderżnąć gardła z powodu innej religii, że nikt nie widzi tylko czubka swojego nosa. Wyobrażam sobie, całkiem naiwnie, że ludzie wykazują zrozumienie dla siebie nawzajem, że zamiast noża dają komuś chleb, zamiast hijabu - wolność. 

Osądzanie zostawmy Bogu. Pokornie patrzmy na siebie, zamiast na innych.

 Choć na jeden dzień chciałabym przenieść się na wyspę na Pacyfiku i nie mieć dostepu do gazet. Nie czytać ile osób zabiło Boko Haram, ile samolotów rosyjskich przekroczyło strefę przedbuforową USA, ile ludzi umiera dziennie w Sierra Leone z powodu okrutnego wirusa, nie czytać o tym, że w Saanie zamknięto szkoły z powodu zamieszek. Zapomnieć, że istnieje ISIS, że chrześcijanskim dzieciom ktoś w Iraku poderżnął gardła z powodu niewiary, że ktoś inny zakopał żywcem jazydzkie kobiety. Nie czytać, nie sprawdzać, nie wiedzieć...

A wiedzieć jednak trzeba! Działać trzeba! Pomagać tym, którzy nie mają już siły. Inaczej kolor sukienki jaką miała Meryl Streep na rozdaniu Oskarów, staje się ważniejszy od dziecka, które ginie przez głupotę dorosłych.



poniedziałek, 1 września 2014

Enjoy the ride!

Życie składa się z sezonów, okresów, wydarzeń i momentów. Każdemu sezonowi możemy przypisać porę roku, którą, tak jak w przyrodzie, cechują poranne przymrozki bądź wieczorne burze. Gdy spadają liście warto pakować walizkę i szykować się na sezon kolejny, bo zima oznacza koniec, a wiosna nowy początek. Spadające liscie zawsze są sygnałem by szykować się na zmiany. Najgorszym momentem jest zjawiająca się nagle zima, na którą nie jesteśmy gotowi. Trwa zazwyczaj długo i ciężko widzieć w niej barwy oprócz brudnego białego i wielu odmian szarości. Czekanie w zimie na wiosnę jest niecierpliwe i nie należy do łatwych.

Mądry człowiek już jesienią szykuje się na kolejny sezon. Nie robi zapasów na mrozy jak wiewiórka, ale planuje, rozmyśla, układa. Żegna się ze starym i mentalnie szykuje się na nowe. Ten kto wierzy w Boga, zaparza herbatę i razem z Nim konsultuje zmiany. Ten kto nie wierzy, szykuje się sam i ma nadzieję, że podejmie dobre dezyzje.

Zmiana sezonu zawsze ma swoje oddzwierciedlenie w świecie fizycznym. Wiosną robi się cieplej, kwitną kwiaty, latem rodzą sie owoce i dojrzewa pszenica itd., itd. W życiu zmiany dostrzegalne są tak samo. Brak pieniędzy na spłatę raty kredytu, brak możliwości znalezienia pracy lub odwrotnie, pracy aż za dużo, depresja lub euforia mogą ( chociaż nie muszą!) stanowić sygnał, że czas szykować się na nowe, ba! nowe samemu prowokować.

Jeśli nie rozpoznamy odpowiedniego czasu na zmiany, trwamy w jednym okresie przez lata, nie doświadczając innych barw, które niesie życie. Gdybym nie wyjechała do Anglii ominęłoby mnie mnóstwo cennych doświadczeń, nauki, możliwości innej percepcji. Efekt motyla.

Pewien starszy, mądry człowiek trzy dni temu powiedział zdanie, które odmieniło  moje postrzeganie Wielkiej Brytanii, mnie, Boga, wszystkiego.

' Enjoy the ride!' 

Kto ma uszy niechaj słucha.